środa, 29 czerwca 2011

Rzeźbiołki

Tak więc naszło mnie na struganie.
Wyostrzywszy noże, zabrałem się za wyciąganie kołków zza szafy, które to pewnego dnia tam wsadziłem, celem w sumie nie wiem jakim - podobały mi się.
Kołeczki wierzbowe - uciąłem je ze sterty drewna se będącej w lesie.
Wierzba raczej z miasta pochodzi - sterty takiego drwa przywożą po jakiś epickich burzach.
Wierzba leżała se za szafą ok dwa lata. Stała się dość twarda, ale całkiem przyjemnie się pracuje w takim drewnie.

Wcześniej zrobiłem, a właściwie dokończyłem łyżkę z drewna niewiadomego pochodzenia.
Jest bardzo lekka i dość krucha. Oddałem ją swej córce, celem do zabawy - karmi nią pluszowe misie.

Taka mi wyszła - moja pierwsza łycha w życiu ;D



Kolejną już w miarę porządną łyżkę zacząłem robić dla Jacka, który mnie drażni swym nałogiem przejawiającym się w postaci wiecznego zapominania łyżki i sępienia jej w lesie ode mnie.

Początek dłubania zaskakująco idzie szybko.



Po dłubaninie przeszedłem w tryb - docieranie i nadawanie polotu ;D



I oto efekt końcowy.


Myślę, że mu się spodoba, ale i tak do lasu pewnie jej zapomni zabrać.
Finito.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz