piątek, 9 grudnia 2016

Pierwszy śnieg

Człowiek zarobiony, ale zbliża się weekend, no to co, może do lasu by my aby?
-Nie idę, nie chce mi się, odpoczywam, zgnilizna, pogody nie ma, chce się wyspać.
No skoro tak, to nie będę nalegać. Rano jeszcze dobrze oczu nie zdążyłem otworzyć, zerkam a za oknem biało i nagle telefon: Dawaj dziadu do lasu! -No jak nie, jak tak! Szybko wszystko uknute, plecak  gotowy, upakowany i w drogę.
Pierwszy poważny śnieg akuratnie zjawił się 11 listopada, dojazd fatalny, gdyż miast poblokowane przez przemarsze i pikiety, trasy pozmieniane, Nadzór Ruchu ssie, więc dojazd znacznie wydłużony. Stoje na przystanku, nic nie jedzie...no okej, czekam, tłum się gromadzi, ale nic na horyzoncie nie widać. Za ulicą stoi jednak samochód "NADZÓR RUCHU", mija 10 minut, 20... no już ze dwa jak nie trzy tramwaje winny być. Dobra, zmiana trasy, ale zajdę jeszcze do dziada z nadzoru, zapytam co i jak. Panie a tramwaje to w ogóle jeżdżą? -Ja jestem od autobusów. Konsternacja. Na pewno zauważył ją na mojej twarzy, bo po chwili wyciągnął kajet i zaczął czegoś szukać. -hmm...drugi etap... już nie jeżdżą. -Ok dziękuje, ale widzi Pan ilu ludzi tam czeka, może im Pan kurDE to jednak powie?! Oddaliłem się czym prędzej bo japy jegomością już zdzierżyć nie mogłem. On od autobusów i nie powie nic ludziom na przystanku 3m dalej, bo to już tory, a nie ulica.
Ale w lesie pięknie, śnieg się utrzymuje, temperatura oscyluje koło 0'C więc człowiek ukojony, wypoczywa na łonie natury.

  




Cały dzień sypało, po malutku ale systematycznie, wieczorem uzbierało się już tego sporo, a Sławek niczym drogowcy, został zaskoczony przez zimę.