poniedziałek, 6 lutego 2012

Wyżowo nadal ; )

Się, jak zwykle zapuściłem-wybrałem na spacer. Bez zbytnio określonego celu - zwyczajnie na przełaj - kierunek wschód. Mróz trzymał ostry od tygodnia, więc pozwoliłem sobie na beztroskie zwiedzanie bagien, a właściwie na włażenie tam, gdzie w ciepłych porach, jest to "nieco" bardziej skomplikowane, a także okupione pogryzieniami przez wszelkiej maści robactwo żrąco-ssąco-kąsające, i życie człeka poczciwego - upodlające. Tydzień temu śnieg przyjemnie trzeszczał pod butem, tak teraz upiornie piszczał przy każdym kroku. Okutał żem się porządniej, gdyż coś mi podpowiadało, iż może być zimniej - nie myliłem się. Niby mały wiaterek, ale czuć było jego namolne ataki. Nietypową drogą doszedłem na bunkier, a następnie wlazłem na lód zamarzniętego bagna. Nie czułem się zbyt pewnie łażąc po lodzie. Pewnikiem pamięć o smrodzie, jaki wydobywa się latem z owego bagna podziałała na mnie niepokojąco ;D
Ale "umoczone brzózki" całkiem fajowo wyglądają w lutym :D




Prześlizgiwałem się dosłownie - od drzewa, do drzewa, co i rusz wymijając spękania i szczeliny na lodzie. Radośnie mi się zrobiło, więc oddałem się swej zapomnianej pasji z dzieciństwa - ślizganiu się :D Tak oto sławetny "slaq" z bagien bawi się zimą na bagnach :D







Całkiem radośnie było - gorący rumianek i czekolada, to coś, czego było mi trzeba.
Filmik trwać miał dłużej ( nawet coś gadałem :) , ale w tak zwanym międzyczasie telefon mi się wziął i zamarzł, więc se pogadałem po próżnicy ;D Zmierzwiłem się nerwowo na zaistniałą sytuacją i wylazłem z bagna kierując się na pustynię. Telefon schowałem bliżej ciała, celem zagrzania baterii, gdyż to ją podejrzewałem o zdradę i odmówienie posłuszeństwa ;D Na pustyni zgrzało mnie słońce, a ja idąc sobie jej skrajem, co i rusz zapuszczałem żurawia w kierunku Kozłowego Bagna - za łosiem. Łosia nie udało mi się zobaczyć, ale gdy wyszedłem z pustyni i skręciłem w ścieżkę wydeptaną przez zwierzęta - natknąłem się na trzy sarny. Zamarłem, co czynię dość często w takiej sytuacji. Obok mnie rósł średniej wielkości dąb, do którego - przywarłem ;D Sarny uspokoiły się i gryzły czubki młodych drzew i krzewów. Gdy wiał wiatr, zaczynały szumieć uschnięte liście dębu przy którym stałem, zatem wykorzystywałem to do przemieszczania się za sarnami - tłumiłem skrzypienie śniegu pod butem. Liście cichły, ja ponownie zamierałem - miło - sarny podeszły do mnie na odległość ok 7 metrów ;D A telefon - gnój - zamarzł na bagnie - zdrada. Przyuważyłem, iż sarny też plączą się w jeżynach - kombinują przy każdym kroku :D Zmarzłem, więc spokojnie dałem im znać o swej obecności - wykryły mnie dość szybko i w paru susach znikły. One w swoją stronę, ja w swoją :D

Kolejne bagno na jakie się natknąłem zaskoczyło mnie.
Nie zamarzło skubane ! ;D






Pewnie jakieś źródlisko ;D
Wyszedłem z tego podmokłego terenu i udałem się drogą w kierunku olchowego lasu, który kusił w oddali. Po dojściu do lasku okazało się, że cały jest pod wodą. Teraz oczywiście dostępny, ale latem raczej nie bardzo. Zatrzymałem się na moment, celem pożarcia porcji czekolady.





Przyuważyłem, że na lodzie UFO pozostawiło ślady swej niecnej działalności :D





To tyle z wypadu ;D
Udałem się w kierunku domu, i po drodze trafiłem jeszcze na mogiłę.
Trza będzie znicz bratankom zapłonąć.



Wypad rześki - 17,1 km przełaziłem.
Widziałem 15 saren ;D
Łosi brak.

1 komentarz:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń