niedziela, 5 grudnia 2010

Zimowa nocka na bunkrze

Jakoś na początku tygodnia Jacuś oznajmił mi, iż chętnie widział by mnie w lesie, celem na nockę pójścia i powalczenia z zimą. O dziwo wiry w kosmosie ułożyły się pozytywnie a także Baśka aka moja żona wyraziła zgodę na moje wyjście - bez wielkiego szemrania. Zatem począłem czynić przygotowania - wybrałem się na bazarek i zakupiłem wędzonej słoniny, żeberek i wędliny co by "przetrwać"

W tak zwanym międzyczasie Jacek poinformował resztę kompanów o naszych planach.
Dzień wcześniej łaziłem z Grzymkiem w lesie, więc ten zapowiedział się "na bank" ;D Kolejnym zainteresowanym był Puchal. Nasz dzielny Her Moderatores, który szył mi dziarsko pochewkę na mój jakże zacny nóż ;) W przed dzień wypadu, zawodowi zapowiadacze pogody, oznajmiali co i rusz o nadchodzącej klęsce żywiołowej w postaci śnieżyć, zawiei i zamieci. Jacek nieco się obawiał, jednakowoż okazało się, że z pogodą nie było tak źle. W piątek z wieczora w końcu wyruszyliśmy w las. W między czasie okazało się, że "przypadkiem" namówiłem Slotha na wypad. Tym samym "przypadkiem" oberwał Grzymek , który postanowił z nami jednak nie iść, gdyż zasiedział się na imprezie i było mu dobrze. Wir ten sprowadził się do tego, że Sloth wpadł do lasu bez szpeju - bo przecież ino na 2 godzinki miał wpaść i z Grzymkiem wracać ;D
Sloth nie zaraził się tym jednak, i ruszyliśmy dziarsko w las odpalając nową "germańską" lampę naftową Puchala. Poprowadziłem chłopaków "nowym skrótem" w kierunku bunkra - oczywiście narażając się na docinki i inne brednie rozgłaszane głównie przez Jacka :D
Planowałem obozować w lesie po drugiej stronie bagna , ale okazało się że teren który sobie upatrzyłem - jest "dość wodnisty" pod śniegiem, wiec zawróciliśmy na bunkier.
Po dotarciu nań okazało się, że nie jest on w środku zasypany śniegiem, więc Sloth zamówił sobie nocowanie w nim. Jacek przychylił się ku jego prośbie i planując coś zbereźnego - chciwie zacierał ręce. Ja i Puchal zabraliśmy się za odśnieżanie naszych miejsc noclegowych. Muszę przyznać, iż rakiety Puchala świetnie się nadawały do tej roboty.
Gdy rozstawiłem plandekę i ogólnie się ogarnąłem postanowiłem coś zjeść.

Podjadłszy nieco - radośnie popijałem herbatkę ;)




W tym samym czasie Jacek wyklinał mnie i w amoku walczył o ogień.
Po jakimś czasie i po kilku szpetnych wyzwiskach skierowanych w mym kierunku, ogień postanowił nieco się popalić. Szybko wykorzystał to Puchal i wsadził w ogień menażkę z jakimś przednim jadłem ze słoja.

Jacek podjadał żeberka.




Po uczcie udałem się na spoczynek zaś Sloth na walkę o przetrwanie ;)
Noc była dość mroźna ok -14*
Sloth nie mając śpiwora, siedział w bunkrze i palił ogień.
Skubany przetrwał ;D

Ranek okazał się dość ponury i mroźny.




Wynurza się Her Wojciech ;D



Ogólnie bardzo miły wypad to był.

1 komentarz:

  1. Ultra light power. Następnym razem biorę ze sobą pałatkę i gazety + jakieś jedzenie i kubek ;D
    (wrzuć pan jeszcze film i może jakieś dodatkowe fotki ^^ )

    OdpowiedzUsuń