czwartek, 27 października 2011

Luźny wypad na bagna ;D

Pewnego dnia, otrzymałem prywatną wiadomość od Dragona.
Skierował on w swym "privie" zapytanie - czy nie mógł by wpaść do Rembertowa na luźną, wspólną łazęgę - co o tym myślę? Naturalnie się zgodziłem. ;D
Uknuliśmy zatem plan wypadu, co by zwiedzić bagna, rzeczkę i bunkier.
Wypad miał być mały i kameralny - bezalkoholowy ;D
Wyszło jednak inaczej. Nazbierało się dziesięciu chętnych i z wypadu kameralnego zrobił się całkiem poważny wypad. Taka ilość osobników spowodowała, jak zwykle - długie dogadywanie się, odbieranie z dworców, a także mnogość ustalania ustaleń ;D Brak "jasnego przekazywania informacji" spowodował u mnie delikatne wnerwienie, ale jakoś zażegnałem ten stan. Poważni Panowie wyruszyli do lasu wcześniej niż ja, i oczekiwali mojego przybycia siedząc se pod bunkrem. Na bunkier zaś doprowadził ich Jacek.

Idąc ku nim na spotkanie, po drodze wykonałem telefon do Slotha. Okazało się, że idzie w niewielkiej odległości przede mną, więc zgodził się na mnie poczekać. Razem z nim dotarłem na bunkier, i po krótkiej rozmowie w formie przywitalno-grzecznościowo-besztającej - wyruszyliśmy wspólnie dalej w las :D W tak zwanym między czasie, Dragonfly wręczył mi matę do spania - mała, fajna miała iść na testy - też wyszło inaczej :D
Oto banda zmroli na pustyni.





Jacek planował przeprowadzić szanownych gości przez "przecinkę" koło pewnej ambony.
Ja jednak jako, że dzierżyłem atrybut władzy - kij, postanowiłem przeciągnąć ich po piachu - skrótem. Goście się trochu zmachali, ale wędrowali dziarsko.





Wędrowaliśmy w pięknych okolicznościach natury. Dobrawszy się w małe grupki, parliśmy na przód bez ciśnień.
Oto Jacuś wraz z Witkiem przyłapani na luźnej pogawędce ;D


A to ja wraz ze Slothem, z którym całkiem przyjemnie mi się wędrowało - szedł szybko i nie zamulał ;D




Po trudach wędrówki i przedarciu się przez gęste krzaczory w końcu dotarliśmy na "drugie miejsce zlotowe" Mikki wykazał się klasą i przyniósł kociołek. Wraz z kociołkiem przytargał niezbędne warzywa. Ugotował nam wspaniałej grochówki. Szybkość wykonania i ogólny zapał są godne naśladowania. Zjadłem najwięcej ;D
Leniwe zmrole - uczcie się od mistrza Mikkiego ;D







Podczas gotowania grochówki zajęliśmy się struganiem w drewnie. Mikki na szybko wystrugał dość pokaźną łycho - chochelkę do nabierania zupy, i przy okazji rozmontował mi nóż łyżkowy. Popsuł, ale naprawiłem go w domu ;D Łycha Mikkiego wykonana została z Olchy. Była brzydka, ale funkcjonalna. Zabrałem ją do domu, celem doprowadzenia jej do zacności ;D Witek wystrugał sobie pierwszą łyżkę z Topoli, zaś jego brat wystrugał sobie pucharek z Brzozy.
Całkiem miło się strugało.




Osobiście zabrałem się za struganie łyżki z Czeremchy. Byłem dosyć skupiony na robocie, więc nie za wiele mówiłem, co spowodowało lawinę podejrzeń, o mój niby zły stan emocjonalny ;D
Goście powyciągali alkohol, co to go miało nie być i się raczyli. Nie mogłem na to patrzeć - raziła mnie ta patologia, więc nie zniesłem i sam się skusiłem ;D Noc zapadła szybko, i dość szybko skończył się alkohol. Wilgotność, mgły i ziąb spowodowały, iż wszyscy zaczęli intensywnie knuć nad zdobyciem większej ilości alko. Nadzieją, światłem był Grzymek (miał donieść), który z każdą mijaną godziną, i kolejnymi nieodebranymi połączeniami stawał się coraz to większym zdrajcą, łachudrą innymi słowy nadzieja umierała i światło gasło :D Chlor dzielnie w niego wierzył. Powtarzał w kółko niczym mantrę - Radziu doniesie, Radziu przyjdzie... On musi przyjść ;D
Ależ sromotnie się zawiódł ;D
Alkohol, finalnie dostarczył nam dzielny Puchal, który przybywając ku nam, przy okazji czynił hałasy pozorujące nadejście grubego zwierza. Udaliśmy się zatem większą grupą, celem wybadania co po lesie łazi i co tam robi.. Puchal tymczasem wyskoczył z krzaczorów przy okazji tupiąc nogami niczym dorodny Dzik. Zareagowaliśmy iście survivalowo - daliśmy dyla w las ;D Nie muszę chyba opisywać, jakąż to pociechę miał z nas ów Puchal ;D W radosnym nastroju zasiedliśmy przy ognisku. Chloru zarządził "tym co trzeba" tak jak to umie tylko on zarządzać ;D Puchal został okrzyknięty wybawcą zaś na Grzymka masowo rzucano klątwy ;D
Po jakimś czasie Michał wraz z Witkiem zaczęli wymyślać kary, jakie to muszą spaść na zdrajcę Grzymka. Radosław nie będzie miał lekko ;D


Gdy szykowaliśmy się do spania okazało się, że Jacek zapragnął spać na macie Dragona. Mata była tak zapakowana, iż Jacek otwierając pakę - przebił matę ;D Koniec testów ;D
Noc okazała się być zimna i intensywnie mglista. Nie zabrałem grubych wełnianych skarpet, więc zmarzły mi nogi - w sumie jeden palec ;D Ale marzł mi za to całą noc. Rankiem podli ludzie ograbili mnie. Zabrano mi buty i urządzano sobie radosne podśmiechujki ;D Niegodziwcy zapłacą mi jeszcze za to! ;D Po wielu nawoływaniach i groźbach w końcu "oddano" mi buty. Wstałem więc i udałem się w kierunku ogniska by coś pożreć na śniadanie. Dragon oczywiście nie zaprzestał mi dokuczać ;D Po jakimś czasie zjawił się Anioł, a Chloru se poszedł do domu. Kolejna grupa poszła za nim jakiś czas później. Zostaliśmy w trójkę - Anioł, Sloth i ja. Połaziliśmy "trochę" po okolicy i w dość późnych godzinach niż zakładaliśmy - byliśmy w domu. Sloth chyba najbardziej się oszukał. Ja w sumie też - Anioła drogi są za długie, i za mało błotne. Wolę swoje skróty ;D
Miły wypad i oby takich więcej.

Finito ;D

2 komentarze:

  1. Dziadu Jeden !

    Jakoś z Jackiem byliśmy dogadani w 5 minut. Tylko z Tobą w trzy dni się nie dało ! :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. To się więcej nie umawiamy - proste.

    OdpowiedzUsuń