wtorek, 11 października 2011

Jesienny Rembridż

Mglisto się zrobiło rankiem w niedzielę, więc skuszony aurą - upakowałem niezbędne akcesoria w plecak i wyruszyłem w las.
Celem mej wycieczki było pozyskanie drewna na rzeźbiołki ;D
Postanowiłem odwiedzić stare bagna nad Długą.
Po drodze wpadłem na bunkier - ot tak.

Droga nad rzekę przyjemną była.
Jesień gości już w pełni.



Dość szybko dotarłem na miejsce "pierwszej miejscówki zlotowej"





Nic się tam nie zmieniło, i nadal jest to urokliwe miejsce.
Anioł chyba dawno tu nie był, choć ślady wskazują, że czasem odwiedza miejscówkę. Posiedziałem se pod brzozą i uśmiałem się z faktu, że za tydzień będzie miał miejsce zlot, za który trzeba będzie zapłacić 20 pln ;D

W pocieszno-szyderczym nastroju udałem się w kierunku rzeki, jednakowoż nie było mi dane do niej dojść. Drogę zagrodziły mi bagna. Na nogach miałem buty mało odporne na wodę, więc z taplania się w błocie - zrezygnowałem. Chociaż przyznać muszę, że jesienny moczar kusił oj kusił ;D



Wtem ! Zza korzenia wybiegł dzik i dał nura w pokrzywy.
Wystraszywszy się nieco tym nagłym rabanem - oddaliłem się nieco ;D




Udałem się w kierunku starych topoli co to se tam rosną, celem pozyskania kory. Znalazłszy korę zabrałem się do luźnych rzeźbiołek weń w niej. Materiał ów mi nie podszedł ze względu na dość konkretną twardość.
Jakieś dziwne te topole.



Posiedziałem chwilę i pożarłszy kanapkę udałem się dalej w drogę. Kolejnym celem mej wycieczki była "druga miejscówka zlotowa"
Jako, że dystans je dzielący nie jest porywający, to na miejscu byłem dość szybko i znowu się uśmiałem ;D



Posiedziałem, podumałem i zacząłem dłubać łyżkę. Po jakimś czasie usłyszałem trzask łamanej gałęzi. Uznałem, że to pewnie jaki człek się zakrada. Myliłem się ;D
W odległości ok pięciu metrów wyszedł z krzaczorów na polankę Daniel - młody samiec. Stał i patrzał na mnie, ja zaś zamarłem w bezruchu. Wiatru brak, więc stoi i obserwuje badawczo. Gapiliśmy się na siebie przez dłuższą chwile aż mi się znudziło, więc przystąpiłem dalej do strugania. Daniel natychmiast zareagował na ruch i dał susa w las. Miłe spotkanie z leśny stforem ;D

A wydłubałem takiego oto krzywulca ;D


Podłubałem, herbatkę wypiłem i udałem się w kierunku domu.
Po drodze objadłem się mnóstwem jeżyn - były kwaśne ;D
Do domu wróciłem w okolicach godziny 19.
No i gdzieś w dziczy natknął żem się na fajny o taki złamany ;D





Podsumowując:

- złaziłem 18 km (tak wyliczył gps)
- pozyskałem sporo drewna na dłubanki - mijałem miejsce ścinki
- zrobiłem se kolejną łychę z drewna osiki
- o dziwo gryzły komary

Całkiem sympatyczna wycieczka ;D
Finito.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz