środa, 2 marca 2011

Brzozowy Las

Wolne, wieje - no to w las.

Kolano mnie bolało od dni trzech, i zapowiadało chyba wiosnę.
Nie do końca chciałem w to uwierzyć, ale wolałem jeszcze trochę śniegu w lesie pooglądać, więc
upakowawszy zabawki w plecak - wyszedłem. Droga do celu okazała się dość wietrzna i prócz bólu kolana - całkiem przyjemna. Szybko dotarłem na bunkier, i tym razem nie znalazłem ludzkich śladów obcych . Za to myszy odkryły spiżarkę i ucztują na całego.

Bunkier w środku okazał się być czysty ku mej uciesze ;D






Posiedziałem, wyszło słońce. Na niebie widać było linię frontu atmosferycznego przechodzącego nad bunkrem. Front przeszedł i ból kolana zniknął razem z nim. Cud.
Ucieszony wyciągnął żem piłę i naciąłem nieco drwa, bo zapasy straszliwie zmarniały. Zresztą nigdy zadowalające nie były ;D

Zmachawszy się pracą, ległem sobie w bunkrze i ogrzewany przez słońce, uciąłem sobie drzemkę.
Gdy słońce uciekło z bunkra, obudził mnie mrozik.
Cały czas liczyłem na to, że Grzymek mnie odwiedzi - niestety jego telefon milczał. Zdrada.
Zawiedziony i rozdrażniony, udałem się zatem, na dół - na bagno - połazić po lodzie, i nazbierać kory brzozowej.





Brzozowy lasek złaziłem dokładnie. Okazało się, że miejscówki jakie sobie wypatrzyłem z "gugle earth" są kompletnie zalane, zatem biwak by się nie udał. Za to zapas kory poczyniłem dość spory.

Po drodze natknąłem się na ciekawe ślady. Ciekawe czemu, ów tajemniczy zwierz, tak się zadreptał w miejscu ;D







W pobliżu piaszczystej skarpy stwierdziłem, iż wrak samochodu skrada się w kierunku bunkra.






W takim tempie za miesiąc będzie na miejscu. Ciekawi mnie też konceptualna wizja artystyczna ludzi, którym chce się w jakiś sposób przenosić takie "cuś" przez las. Ślady poniekąd, wskazywały na quadowców, jednak nie jestem pewien do końca czy to oni.

Po tym jakże urzekającym widoku, udałem się definitywnie w kierunku domu. Idąc sobie luźno postanowiłem zadzwonić do Jacka co też uczyniłem i nagle patrzę.. łoś, nie.. dwa łosie :D

Ucieszony kończę rozmowę z Jacusiem i dawaj tropić je i kręcić filmiki.








Fajna zabawa,wiatr miałem sprzyjający, więc w kulminacyjnym momencie podszedłem je na odległość ok 50 metrów. Popatrzyłem sobie na nie z bliska i złamałem celowo gałąź, by nie wyjść im ot tak - przed paszcze ;D Rekcja spokojna - zdziwienie, łby do góry, uszy to samo i umkły koślawo w las. Ja zaś udałem się do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz