czwartek, 7 października 2010

Kocioł na bunkrze

Tak jak żeśmy uknuli onegdaj, tak żeśmy kocioł zatargali w końcu do lasu ;D
A to jest krótka relacja z tegoż jakże pociesznego spotkania.

Wieczorkiem w dniu wyjazdu przyjechał do mnie Jaca, więc ucieszyłem się ogromnie z tegoż faktu i po rozebraniu kotła na części - dołożyłem mu ok. 5 kg do plecaka, czym wprawiłem go w radosny nastrój. Plecaki mieliśmy wyjątkowo ciężkie. Mieliśmy iść powoli, ale okazało się, że nie jest tak źle i doszliśmy w miarę szybko. Na miejscu zastaliśmy Puchala , który radośnie grzebał w swoim kotle i namawiał do spróbunku, tegoż co tam ambitnie upichcił.
Przygotował on gulasz.

Jadło owe okazało się przednią strawą - ostrą i pachnącą, jednak czegoś mi w niej było brak i zagadka owa pozostanie nie rozwiązana ;D
Grzymek i Michał, również byli już na miejscu. Z relacji Puchala wynika, że niby pomagali przy tej potrawie, jednak osobiście śmiem poddać tę informację w wątpliwość.
Gadaliśmy, jedliśmy, raczyliśmy się trunkiem, aż Puchal postanowił nas opuścić. Doprawdy do tej pory nie rozumiem czemu polazł w bagno, ale szczęściem po chwili uratowałem go i pokierowałem do cywilizacji. Podejrzewam, że GPS skłamał ;D Albo zaraza chorobowa, która go dopadła pogmatwała mu coś w systemie nawigacji.
Gdy moderator się oddalił „elita forum” dyskutowała na tematy różne i emocjonujące.
Grzymek niebacznie, pochwalił się nam, swym nowym nabytkiem w postaci hamaku, czym wywołał we mnie zawiść. Plany co do jego żywota mieliśmy paskudne, jednak obyło się bez rozlewu krwi. Oczywiście nie jestem zawistny ;D
Rankiem opuściłem „elitę” i udałem się do domu, celem wypełnienia zobowiązań rodzinnych.
Gdy wróciłem zastałem na miejscu typowy dramat epicki. Kiła i mogiła ;D
Po pobieżnej ocenie sytuacji przystąpiłem do budzenia biesiadników. Grzymek – jedyny czujny wstał bez oporu.
Reszta kompanów wymagała ambitniejszego podejścia do sprawy, czyli wyciągania za łeb ze śpiwora.

Elita nie szczędziła mi szpetnych wyzwisk, lecz po chwili - radośnie grzali się przy ogniu.
Grzymek, człek zapobiegliwy i opiekuńczy, naparzył herbatki i podając ją Michałowi, rzekł czule – masz „Chloru” herbatka dla Ciebie ;D ;D
Tak, więc po tej miłej scence, Michał napił się herbatki i zyskał nowy przydomek, który osobiście uważam szybko go nie opuści ;D

Pogoda była piękna, zaś rześki poranek zmotywował mnie do zabaw z kotłem.

Przepis jako taki wymyśliłem - sam ... no może troszkę oszukuję - posiłkowałem się tu:
Panią prowadzącą tegoż bloga, pragnę serdecznie pozdrowić przy tak zwanej okazji ;]

Jeszcze to coś dorzucę ... by slaq

1 komentarz:

  1. heheh, wielkie dzięki za pozdrowienia! śledzę Twojego bloga coraz chętniej ponieważ opisujesz niecodzienne sytuacje np.te pędraki mnie rozwaliły! musiały być niezłe! Również serdecznie pozdrawiam i życzę miłego dzionka!
    Cieszę się, że mój blog Ci się przydał.

    OdpowiedzUsuń