Żem sobie wystrugał "kubeczek" ;D
Pierwsza próba popełnienia kuksy - skończyła się marnie. Wybrałem zły kawałek drewna, który mi bezczelnie i lekceważąco - spękał :D Nie mogłem tego przeboleć, więc podczas luźnych wypadów w las, baczniej rozglądałem się za jakimś ciekawym drewienkiem nadającym się na kubek. Przypadkiem - podczas wypadu z Jackiem w jego rodzinne strony - trafiliśmy na miejsce ścinki. Zrobiliśmy sobie tam mały postój na herbatexa i kanapki ;D
Rozejrzałem się po okolicy, i oto co ukazało się oczom mym ;D
Całkiem sensowny kawałek pnia brzozy ;D
Wyciągnąwszy piłę - wyciąłem interesujący mnie odcinek. Od owego kawałka odchodziła gałąź, którą uciąłem na miejscu. Miejsce po gałęzi sprawiło mi trochę trudności w późniejszej pracy.
Ucięty kawałek pniaczka upchałem w plecak, i kontynuowałem dalszą podróż wspólnie z Jackiem. Gdy się nam wycieczka skończyła, postanowiliśmy zrobić "warsztaty" z dłubania w drewnie :D
Radosne struganie urządziliśmy sobie przed domem Jacka.
Nożem łyżkowym wybrałem sporo materiału tego dnia. Pniaczek był mokry, zatem robota lekką była, tym bardziej, że Jacek wyostrzył mi porządnie noże :D
Po przyjeździe do Warszawy, postawiłem rzeczony kawałek brzozy pod telewizor, celem by se luźno wysychał i złe promieniowanie niwelował przy okazji ;D Pniaczek sechł "ubrany" w korę. Uznałem, że nie będę jej zdzierał, gdyż "całość" mi popęka. Taktyka owa okazała się być skuteczną. Pniaczek ładnie wysechł, zaś pęknięcia były minimalne i nieuniknione - zbyt suche powietrze mam w domu - kaloryfery.
W któryś wolniejszy dzień zabrałem się zatem do pracy, i najsampierw okorowałem kubełek. Następnie ostrugałem go dziarsko nożykiem, celem pozbycia się nadmiaru drewna, a także, by nadać mu bardziej przyjazny kształt.
Całkiem zaczynało to - to wyglądać ;D
Dopadłem gruby papier ścierny i wygładziłem wstępnie powierzchnię.
Wreszcie zaczynało "to" być nieco ładniejsze :D
Od tej chwili praktycznie codziennie tarłem kubeczek "papiurem" ;D
Powoli i bez ciśnień - ok 20 minut dziennie. Czasem coś wyciąłem nożykiem - jakiś nadmiar, który mnie mierził. Ogólnie lubię taką pracę ;D Kuban po jakimś czasie miał już w miarę zarysowany kształt. Postanowiłem zatem - dorobić mu dziurkę. Dziursko "wydziubałem" nożykiem rzeźbiarskim - Mora - model 106.
Doskonale się nadawał do tej roboty.
Dziura powstała, więc "kuksa" zaczynała być gotowa.
W ostatniej fazie pracy zaokrągliłem jej boczki.
Finalnie waży coś ok 240 gram. Jest zatem "deczku" toporna. Na upartego, można nią jakiemuś namolnemu adwersarzowi podczas nudnej dyskusji przy... walić w łeb ;D Taka właśnie ma być ;D Całość na koniec potraktowałem olejem lnianym. Po tym zabiegu, kuban stał się zdecydowanie piękniejszy ;D
Jak na pierwsze takie dzieło w moim życiu, to jestem bardzo zadowolony. Wiele się nauczyłem, i wiem czego unikać przy kolejne próbie stworzenia czegoś podobnego.
Oto końcowy efekt - ukazany podczas terenowej sesji fotograficznej ;D
Więcej fot tutaj - https://picasaweb.google.com/113556726158067491098/Kuksa#
Pozdrawiam ;)
Ładny. No i nie ma drugiego takiego samego.
OdpowiedzUsuńA dziękuję bardzo ;)
OdpowiedzUsuńFajna "dłubanina".
OdpowiedzUsuńSzwędanie się i (nie)spanie w lesie przy takim mrozie można skomentować tylko tak: "ach gdzie ci mężczyźni prawdziwi tacy", na świecie ich jak na lekarstwo. Przejrzałam pobieżnie blog i gratuluje pasji.
inspirujące! :)
OdpowiedzUsuńHej! Też jestem dłubaczem w drewnie i robię kubeczki, kuksy, łyżki. Zobaczyć można na you tube pod moim nazwiskiem Paweł Dudziński. Pozdrówki!
OdpowiedzUsuń52 years old Budget/Accounting Analyst I Sigismond Jesteco, hailing from Leduc enjoys watching movies like Divine Horsemen: The Living Gods of Haiti and Painting. Took a trip to Himeji-jo and drives a Ferrari 250 LM. oryginalna strona
OdpowiedzUsuń