A polazłem se na spacerek.
Aura okazała się piękna - niskie grudniowe słońce, dziwne kolory drzew ;D Zabrałem ususzone kołeczki z domu i wyostrzoną siekierkę, celem "podziabania" nieco na bunkrze. Upakowałem wszystko w plecak i wlazłem w las ;D Na bunkier dotarłem szybciutko i stwierdziłem, że nic chce mi się pod nim siedzieć. Pogoda super, kolano nie boli, więc uznałem, że udam się nad rzeczkę.
Mijam po drodze przyczajonego czarta ;D
Poję "czeczotowego czarta" piwem, i idę dalej ;D
Standardowo po chwili wyłażę na pustynię.
Po piachu idzie mi się łatwo - zmrożony ;D
Po wyjściu z pustyni, przyspieszyłem nieco kroku, celem by jeszcze w jakimś sensownym świetle poszukać jakiegoś ciekawego drewienka do strugania. Drewienek owych szukam na moim ulubionym stanowisku, czyli miejscu po wycince ;D
To "korytko" kusi mnie od paru tygodni ;D
Co my tu mamy ciekawego ?
Pogrzebałem, poszukałem i toporkiem porąbałem. Warto było ;D
Wyciąłem dwa kołeczki z czeremchy - będą ładne łychy :D
Kołeczki spakowałem do plecaka i wyruszyłem dalej. Nad moczarowe miejsce dotarłem szybko i stwierdziłem delikatny nieporządek. Ktoś tu był i narobił "trzody" W miejscu gdzie pełno powalonych drzew, jakiś cep wyciął zdrową lipę ... bywa.
Zgłodniałem, więc odgrzałem sobie fasolkę.
Następnie powyciągałem kołeczki i siekierką nadałem im wstępny kształt łych. Posiedziałem, zjadłem i teren nieco uporządkowałem. Słońce zaszło i momentalnie zrobiło się zimno. Spakowałem kołeczki i udałem się do domu. Wędrowałem spokojnie - na drogę wyszły mi sarny.
Noc mnie zastała, gdy zawędrowałem z powrotem w okolice bunkra. Zabrałem zeń z niego wór ze śmieciami i jak zbój z worem wracałem przez las ;D Księżyc tymczasem wylazł nad bagnem - krwisto czerwony miał odcień. Miły spacerek.
Zapomniałem zabrać GPSa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz