Spacer zaczęliśmy w Pomiechówku, zaopatrzyliśmy się w lokalnym w sklepie w napoje chłodzące i ruszyliśmy nad rzekę. Szybka decyzja, którym brzegiem idziemy? Rzut kapslem zdecydował -prawym.
Mijamy malownicze miejscówki wędkarskie. Po drodze Sławek wypatrzył 2 klenie w jakże przeźroczystej wodzie w porównaniu do tej wiślanej.
Lekko podjarani zaczęliśmy obławiać okolicę, niestety 0. Chwile później miejscowy studzi nasze zapędy mówiąc ze przy takiej wodzie nic nie złapiemy. Jak się później okazało miał rację.
Po jakimś czasie sami doszliśmy do tego co nam powiedział lokals. Kierowaliśmy się w stronę Narwi, obławiając co jakiś czas jakieś głębsze miejsca. Do pierwszego celu, czyli ujścia doszliśmy koło godziny osiemnastej, zahaczając po drodze o ślub, zawody w myciu quada w rzece a także psa śledzącego plecaki.
Upragnione ujście okazało się piaskową mielizną, bez jakich kolwiek szans na udany połów.
Lekko niepocieszeni skierowaliśmy się w stronę Modlina, by znaleźć miejsce na wędkowanie i nocleg.
Sławek wywęszył coś w zaroślach, gdyż brzeg był zbliżony do wiślanego.
Na grunt ( w tym przypadku ciężarki przelotowe + czerwony robak) złowiliśmy tylko glony/trawsko którego było mnogo. Wielokrotne oszukane brania skłoniły nas do zwinięcia zestawów.
Miejsce noclegu? Urokliwe zarośnięte wyniesienie między rzeką a błockiem, zapewne bagnem gdy woda jest wyższa. Klimatu dodawały wszechobecne szerszenie. Po kolacji udaliśmy sie na spoczynek by zgodnie z planem wstać o 6 rano i pospiningować.
Ja wstałem, drań oczywiście nie. Herbatka i baton postawiły mnie na nogi, wiedziałem że wczesna pora sprzyja wędkowaniu więc po 7 złowiłem okonka. Drań obudził się z zawiści i również zaczął łowić.
Dzień zapowiadał się ciepły i słoneczny, w akompaniamencie radia łowiliśmy jedliśmy i ogólnie krzątaliśmy się po obozowisku do 10 rano. A noo zapomniałem, okolica bardzo urodzajna w mięte, jeżyny, konopie, i chmiel. Nawet obozowisko pachniało miętą, pewnie dla tego że rozdeptaliśmy jej sporo zakładając obóz..
Żeby nie było że niszczymy i marnujemy - mięte tez zaparzyłem w nieco pedalskim kubeczku.
Idąc wzdłuż Narwi krajobraz ostro się zmieniał, z łęgów przeszliśmy na laki i pola, a łagodny brzeg zmienił się w skarpę.
Tu Sławek złowił coś na cykadę, coś fajnego... jedna spięło się. Uciekło. Idąc dalej doszliśmy do skraju łąki, na dole skarpy siedział miły wędkarz udzielając nam stosownych rad na temat łowienia w tym miejscu. Sprawdziły się :) Ja złowiłem tu 3 duże okonie, Sławek 1.
Poczekał :)
Fajna wyprawa i rzeka jakoś taka znajoma, choć pewnie na tej wysokości dużo brudniejsza woda w niej płynie. Znawcy mówią, że w tym roku w Narwi ryb bardzo mało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam was, o zacni mistrzowie wędziska.
Dziękujemy, pozdrawiamy a do mistrzostwa to nam jeszcze bardzo daleko.
OdpowiedzUsuń